Recenzja filmu

Nie (2012)
Pablo Larraín
Gael García Bernal

Jestem na tak

Larrain opowiada tę historię w hollywoodzkim duchu. Znajdziecie tu bohatera stającego przeciwko całemu światu, wszechmocne czarne charaktery, znakomicie stopniowane napięcie, a wreszcie
Chilijskie kino historyczne nakręcone zabytkową kamerą wideo nie brzmi jak najlepsza filmowa rekomendacja na wieczór. Na szczęście w przytoczonych słowach kryje się zaledwie połowa prawdy na temat "Nie". Dzieło Pabla Larraina to także emocjonujący thriller polityczny będący skrzyżowaniem "Człowieka z żelaza" z "Mad Men". W dodatku w głównej roli występuje znany i lubiany przez polską publiczność Gael Garcia Bernal. Czy teraz jesteście zainteresowani?

Akcja filmu rozgrywa się pod koniec lat 80. w Santiago. Na skutek nacisków Zachodu generał Pinochet organizuje ogólnonarodowe referendum mające potwierdzić poparcie jego dyktatury wśród Chilijczyków. Jeśli jego wynik okaże się niekorzystny dla przywódcy, ten zgodzi się ustąpić. Zarówno władza, jak i tłamszona do tej pory opozycja otrzymują każdego dnia po 15 minut czasu antenowego w telewizji. Przeciwnicy rządu proszą o pomoc odnoszącego sukcesy pracownika agencji reklamowej René Saavedrę (Bernal). Bohater proponuje, by w wyborczych spotach zrezygnować z martyrologii, stawiając w zamian na humor oraz pozytywną energię. Pisząc bardziej obrazowo: idea Chile bez Pinocheta miałaby zostać sprzedana ludowi zupełnie jak nowy orzeźwiający napój gazowany. Strategia, choć budzi początkowo sprzeciw, zaczyna przynosić znakomite rezultaty. Rosnące słupki poparcia dla opcji "Nie" nie mogą jednak umknąć czujnemu oku władzy, które wytacza przeciw opozycjonistom coraz cięższe działa.

Larrain opowiada tę historię w hollywoodzkim duchu. Znajdziecie tu bohatera stającego przeciwko całemu światu, wszechmocne czarne charaktery, znakomicie stopniowane napięcie, a wreszcie kulminację, podczas której z przejęcia będziecie siedzieć na brzeżku fotela. Ów westernowy sznyt nie odebrał jednak reżyserowi trzeźwego spojrzenia. Nie wszystkie postaci w filmie zostały rozmieszczone na fabularnej szachownicy według prostego podziału na dobrych i złych. Doskonale widać to na przykładzie szorstkiej przyjaźni łączącej  René z jego szefem, a zarazem doradcą rządowej kampanii (w tej roli ulubiony aktor LarrainaAlfredo Castro). Twórcy igrają z naszymi oczekiwaniami także w wątku rodzinnym. Przez cały seans spodziewamy się, że bohater (początkowo beneficjent dyktatury) swoimi chwalebnymi czynami odzyska miłość byłej żony - wojującej opozycjonistki. Życie okazuje się jednak bardziej skomplikowane niż wytyczne z podręcznika dla scenarzystów.

Twórca "Nie" z ostrożnym entuzjazmem przygląda się również narodowemu zrywowi w Chile, który doprowadził do zmian na politycznym firmamencie. Reżyser nie ukrywa, że bez wspomagaczy w postaci PR-u i socjotechniki Chilijczycy na pewno nie wylegliby na ulice, a Pinochet rządziłby jeszcze długie lata. Z filmu płynie niewesoła konkluzja, że najlepszą dźwignią patriotyzmu była, jest i będzie propaganda. W dziele Larraina wykorzystuje się ją w słusznej sprawie. Zazwyczaj bywa jednak na odwrót.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones